Ponad pół roku żłobka- same fakty
Przyszedł czas na wielkie podsumowanie- przeszło pół roku żłobka to już odpowiednio długi czas aby opowiedzieć naszą żłobkową historię, określić wady i zalety takiego rozwiązania, kiedy warto się zdecydować, a kiedy sobie odpuścić. Jak każdy rodzic mieliśmy wielki dylemat- żłobek, czy niania, o czym pisałam TUTAJ. Po tym czasie okazało się, że najlepiej jest korzystać zarówno z jednego, jak i drugiego rozwiązania. Dla dobra dziecka, jego prawidłowego rozwoju i naszego komfortu.
NIANIA TO WYGODA. Ogromne dobrodziejstwo, bo nasze zmartwienia to jedynie troska o samopoczucie dziecka, o to, że tęskni, że szuka mamy. Przekonaliśmy się o tym sami, wiem co mówię. Wstajemy rano, przychodzi opiekunka, która to po czasie staje się ciocią. Zastępuje nas samych podczas ośmiogodzinnej pracy. Kiedy to jeszcze ugotuje dziecku i posprząta mieszkanie podczas drzemki maluszka- rewelacyjne rozwiązanie. Przychodzisz do domu i zastajesz pomyte naczynia, wyprasowane pranie i wypolerowane podłogi. Wracasz i zajmujesz się głównie dzieckiem bez całej sterty dodatkowych obowiązków. „Smakując” więc takiego rozwiązania trudno jest przestawić się na żłobek. ŻŁOBEK TO CODZIENNE PLANOWANIE, organizacja. Dużo wcześniejsze wstawanie, więcej pracy w domu, więcej obowiązków.
Przede wszystkim nie wyobrażam sobie żłobka, kiedy zarówno jeden jak i drugi rodzic pracuje na etacie. Przyznaję- jadąc na ósmą do pracy obowiązek prowadzenia dziecka spoczywa głównie na tacie. Wynika to z faktu, że ja do pracy nie mogę spóźnić się ani minuty (aptekę muszę otworzyć punt ósma, spóźnienia więc są niedopuszczalne). A poranne korki potrafią zaskoczyć bardzo. Czasem dojazd do pracy zajmuje mi 15 minut, a czasem grubo ponad pół godziny. Nigdy nie wiem co na drodze zastanę, nie mam serca budzić Janka tylko po to, abym to ja zdążyła na czas. Wówczas pomoc taty, który nie ma tak restrykcyjnych warunków wydaje się nieoceniona.
W samym żłobku wszystko odbywa się zgodnie z ustalonym harmonogramem. Mycie rączek, poranna toaleta, śniadanie o 8:30 i nauka poprzez zabawę. Prace plastyczne, poznawanie smaków, zajęcia tematyczne każdego tygodnia. Później obiadek i drzemka. A przy tym dyscyplina i konsekwencja, czyli to co u nas w domu bardzo kuleje (zazwyczaj przystaję na zachcianki synka). Uważam, że ja, jako matka nie jestem w stanie zapewnić dziecku podobnej stymulacji, bo nie wiem jak z nim pracować. Mogę się z nim bawić, uczyć go podstawowych słów. Nie jestem psychologiem i nie sposób uwzględnić wszystkich kwestii. Sama wyręczam dziecko w wielu czynnościach nie wiedząc nawet, że doskonale potrafiłby już to zrobić samodzielnie. I tak właśnie w żłobku Janek nauczył się jedzenia łyżeczką, prawidłowego trzymania kredki, pokazywania wszystkich części ciała i zabawy z innymi dziećmi. Obecnie mamy już całą teczkę prac plastycznych i choć wiemy, że każda z nich wykonana została przy pomocy cioci- takie działania uczą i stymulują. Widzę też wyraźną poprawę w zachowaniu dziecka. Wykonuje polecenia, jest posłuszne i na dłużej potrafi się sam zabawić. Samodzielnie też zakłada buciki i czapkę.
Sam początek nie był wcale taki łatwy. Synek płakał kiedy się z nami rozstawał i był to zdecydowanie najtrudniejszy moment. Sami nie wiedzieliśmy, czy robimy dobrze, czy może lepiej się wycofać. Decyzja wymagająca odwagi, konsekwencji- to sprawdzian cierpliwości. Po około trzech tygodniach Janek pokochał nowe miejsce do tego stopnia, że już okazywał nam to już na samym wejściu. Piszczał z zachwytu i biegł do dzieci, nie obracając się nawet aby pomachać na do widzenia. Wszystko wydawało się być idealną sytuacją. W sercach pojawił się spokój. I właśnie wówczas zaczęło się najgorsze– ciągłe, nawracające chorowanie. Tydzień w żłobku, dwa tygodnie w domu. Sama nie wierzyłam, myślałam, że te historie dotyczą niejadków i wcześniaków. A to sama prawda- dziecko żłobkowe choruje zdecydowanie częściej, a brak pomocnych rąk uniemożliwia pełnoetatową pracę. Nie sposób więc bez opiekunki/babci sprostać zadaniu. Początkowo sama zajmowałam się synkiem podczas choroby, jednak po wyczerpaniu dni urlopowych zmuszeni byliśmy zdecydować się na pomoc niani. Decydując się więc na żłobek przy powrocie do pracy koniecznie trzeba mieć zapewnioną dodatkową opiekę dla dziecka na wypadek choroby. Początkowo dziecko będzie więcej czasu spędzało w domu, aniżeli w placówce i jest to zupełnie normalne. Niestety odpłatność za miejsce odbywa się z góry, niezależnie od frekwencji dziecka.
Z perspektywy czasu wiem, że warto oddać malucha do żłobka. Oprócz wcześniej opisanych atutów dotyczących nauki, właściwego rozwoju i dyscypliny- żłobek to też kraina rozrywki. Mam wrażenie, że Janek właśnie tak traktuje to miejsce. Cieszy się, że może spędzić czas poza domem, w innym otoczeniu. Jest to szczególnie istotne kiedy pogoda nie rozpieszcza, a dziecku w czterech ścianach najzwyczajniej się już nudzi.
Przyznaję- bardzo trudno jest zająć się domem, dzieckiem i pracą jednocześnie. Niania- gosposia to ogromna pomoc, bo pozwala mi na dłuższy odpoczynek. Cieszę się więc, że mamy swoją ciocię, która z miłością i zaangażowaniem zajmuje się synkiem. Bardzo też radują nas postępy dziecka w żłobku i jego szczęście na widok dzieci. Możliwość spędzania czasu z rówieśnikami wydaje się być więc bardzo istotna. Janek jest bardzo otwartym i odważnym dzieckiem, nie boi się innych ludzi, bardzo przychylnie podchodzi do dzieci. Uważam, że to również w dużej mierze zasługa żłobka.
Podsumowując- nie sposób ciągnąć pełnoetatowej pracy przy żłobkowym dziecku bez dodatkowej opieki. Żłobek+ niania oznacza całkiem spory koszt opieki i często takie rozwiązanie to degradacja finansowa. Z kolei dziecko pozostające wyłącznie pod opieką niani, odseparowane od innych dzieci może mieć problem z późniejszą adaptacją w przedszkolu. Koniecznie trzeba znaleźć złoty środek. na co wpływ ma sytuacja rodzinna i finansowa.
My litle baby
5 czerwca 2017 at 15:40Mega przydatny post . 😉 Zapraszam do mnie !