Prawie dwa lata żłobka. Podsumowanie.
Wpis specjalnie dla tych z Was, które to mają obawy przed żłobkiem. Boją się powrotu do pracy ze względu na konieczność posłania malucha do placówki. Ja sama dwa lata temu szukałam takiego wpisu, by się upewnić, że podejmuję dobrą decyzję. Uwolnić od lawiny myśli i uwierzyć, że to może się udać. Obecnie sądzę, że był to trudny dla nas czas i nie ma co owijać w bawełnę. Codzienny dzień to wyzwanie, pośpiech i gonitwa. Z samego rana pobudka, ubieranie i walka z nastrojami naszego dwulatka. Tak to wygląda i już.
Konsekwencja.
Kłamałabym gdybym powiedziała, że Janek codziennie z chęcią idzie do żłobka. Tak nie jest i choć ta sytuacja i tak jest lepsza jak na początku to są dni kiedy się zapiera i płacze. Jako dziesięciomiesięczny niemowlak oddawany był w ręce Pań bez większych problemów. Na początku wręcz bardzo mu się NOWE miejsce podobało i miałam wrażenie, że cieszył się każdego dnia z wizyty „u dzieci” (bo tak w domu mówimy i raczej unikamy słowa żłobek). Z czasem jednak, kiedy to codziennie był odprowadzany i zrozumiał, że dzieci oznaczają brak mamy zaczęły się dni buntu. Synek wisiał przyczepiony do mojej kurtki, a ja musiałam oddać go w ręce Pań…by później jechać dalej do pracy i przez 8 godzin skupić się na receptach i innych obowiązkach. W rzeczywistości rozpaczliwe wyłam jak tylko wchodziłam do samochodu, a jak tylko dojeżdżałam na miejsce dzwoniłam do opiekunki czy synek nie płacze, czy się bawi i czy nie tęskni… Takich dni nie było wiele, ale jednak były. Nie sposób o nich zapomnieć. Zazdrościłam wówczas każdej matce wchodzącej do apteki z wózkiem, że pracy się nie podjęła i dalej sama może opiekować się swoim skarbem. Z czasem wszystko jednak wracało do normy. Prawda jest taka, że ja sama musiałam też wewnętrznie pogodzić się z myślą dzielenia opieki nad synem. Wyrobiliśmy sobie schemat z mężem zaprowadzania i odbierania syna ze żłobka. Staramy się, by spędzał w nim jak najmniej godzin. Nie mamy do pomocy dziadków i jesteśmy zdani tylko na siebie. Wszystko zatem musimy planować z tygodnia na tydzień i tak ustalamy grafik by syna zawozić prosto na śniadanie czyli na godz. 8.30 i odbierać po podwieczorku, czyli 0 15.30. I prawda jest taka, że Janek tylko kilkukrotnie był w żłobku dłużej jak 7 godzin. Wiem też, że ta konsekwencja pozwoliła dać mu pewien wewnętrzny spokój. Ja, pracując wieczorami oraz w weekendy odrabiam moje godziny i tak oto udaje mi się wyrobić etat. Wszystko to dla dziecka, by czuł się bezpiecznie. Dzięki temu nie ma już histerii podczas zaprowadzania na salę. Ba! Obecnie potrafi zrobić awanturę, że musi już wracać do domu! Dziecko wie gdzie jedzie i dlaczego. Jakiś czas temu tłumaczyłam, że mama z tatą muszą zarobić pieniążki by opłacić rachunki i zrobić zakupy. Taki maluch naprawdę rozumie te proste zależności! Wie też, że zawsze mama lub tata po niego wraca zatem nie ma obaw i strachu. Ktoś mi kiedyś powiedział, że dziecko, które chodzi do żłobka odczuwa ten czas jak pracę. Pewnie jest w tym trochę racji ale żłobek to też przecież zabawa! Dodatkowo spacery z innymi dziećmi, pierwsze prace plastyczne i pierwsze przyjaźnie 🙂 Janek ze swoim najlepszym kolegą idzie teraz wspólnie do przedszkola! Tak postanowiliśmy by ich nie rozdzielać skoro codziennie o siebie pytają i tak dobrze dogadują się od pierwszych swoich słów (Pozdrawiamy Michała:)).
Piosenki, wierszyki i taniec.
W tym całym stresie i ogólnie przyjętej w społeczeństwie niechęci do żłobka jako placówki jest też naprawdę sporo pozytywnych aspektów! Nigdy bym nie uwierzyła, że dwulatek może zapamiętać wiersz i zaśpiewać zwrotkę piosenki. Do dziś bym nie wierzyła, gdybym się nie przekonała! Janek jak tylko zaczął mówić potrafił recytować kilkuwersowe wierszyki, które to czytali w żłobku. Śpiewał też, kiedy puściliśmy znaną mu melodię. I nie mówię tego po to, by się chwalić ale po to, by pokazać, że my kobiety będąc w domu często po prostu nie mamy czasu by malucha tego nauczyć! A takie dziecko chętnie się uczy, chłonie jak gąbka, a potrzeba tylko czasu i ciągłego, ciągłego powtarzania… To pokazały mi żłobkowe opiekunki. Codzienne przez tydzień przerabiają określony materiał i dzieci potrafią powtórzyć absolutnie wszystko. Dodatkowo wspólnie tańczą, mają zajęcia rytmiki i lekcje angielskiego, dogoterapię, czyli spotkania z pieskiem i teratrzyki. W starszych grupach organizowane są wycieczki np. do Straży Pożarnej. Codzienny rozkład zajęć nie pozwala się dzieciom nudzić. Wiem też, że zalana obowiązkami mama nie jest w stanie zastąpić profesjonalnych zajęć (a przynajmniej ja bym nie była). Codziennie podziwiam postępy synka i jestem nim absolutnie zachwycona! Nie wspomnę o pracach plastycznych, których to mamy cały pojemnik i trzymamy na pamiątkę 🙂
Samodzielność i rozwój.
Matka robi za dziecko absolutnie wszystko. Ja też. Ostatnio jednak z opiekunek zwróciła mi uwagę, że Janek przecież sam potrafi założyć sandałki i nie trzeba mu pomagać- nie wiedziałam co powiedzieć. Poprosiłam synka by sam zatem założył buty i… nie miał z tym problemu. Później zastanawiałam się od kiedy on potrafi taką czynność wykonać? W domu wykorzystuje rodziców do absolutnie wszystkiego, by później wrócić „do dzieci” i świetnie sobie radzić! Takie to sprytne są maluchy!
To żłobek nauczył moje dziecko samodzielnego jedzenia zupy (mimo to w domu przy mamusi i tak każe sobie podawać łyżką), pracy widelcem, operowania pędzlem, dokładnego kolorowania i klejenia przy użyciu zwykłego kleju (padłam, kiedy to syn zapytał mnie gdzie w domu jest klej, a ja nie używałam go od wieków i pędziłam jak burza do papierniczego). Pewnego dnia opiekunki powiedziały mi, że czas na pożegnanie z pieluchą. Ja jednak chciałam zadecydować sama, czekałam na odpowiedni moment, jednak- a to wyjazd wakacyjny (absolutnie nienajlepszy czas), weekend też wydawał mi się za krótki, później chciałam specjalnie pójść na tygodniowy urlop… aż w końcu posłuchałam opiekunek i posłałam dziecko do żłobka bez pieluchy. I tak po jednym dniu potrafiło już zakomunikować każdą potrzebę (co chyba bardziej zszokowało mnie aniżeli jego samego). Sposób na to opiekunki miały jeden- otóż już od bardzo długiego czasu nocnikowały dzieci o określonych porach by mogły przyzwyczaić się do korzystania ze swojej toalety. Tym samym wyrobiły odruch oddawania moczu i nie popuszczania w majteczki. Jestem im wdzięczna bo czytałam już lektury w tym temacie i wciąż myślałam jak to u nas będzie. Teraz wiem też, że żłobek to najlepsze przygotowanie przed przedszkolem. Jeśli więc nasz pełnoetatowy powrót do pracy planujemy w momencie posłania dziecka do przedszkola, warto pomyśleć o wcześniejszych zajęciach w żłobku (choćby na godziny). Maluszek uczy się podstawowych czynności, nabywa rytuałów takich jakich jak wspólne mycie ząbków przez drzemką, mycie rączek przed obiadkiem, czy nauka ubierania się i korzystania z prawdziwej toalety (dzieci zaczynają od nocników, a w najstarszych grupach sadzane są na toaletę).
Chorowanie.
Choroby to absolutny koszmar żłobka. Ciągłe smarki w nosie zimą i nawracające przeziębienia. Ospa i bostonka czyli naprzemienne epidemie placówki. Do tego jelitówki, które przestałam już zliczać. Właściwie chyba nie było miesiąca bez choroby i kombinowania… a za tym idą zwolnienia i nieprzyjemności w pracy. Przerabialiśmy też rodziców oddających maluchy z zielonymi smarkami i kaszlące kilkanaście razy na godzinę. Na naszych oczach matki w szatki oczyszczały noski dzieci Fridą przed odprowadzeniem na salę…Zdarzały się skargi i maile o dyrekcji. Cieszę się, że każdy nas problem zawsze został poruszony, choć oczywiście skutek tego był bardzo różny. Czasem w aptece rozmawiam z rodzicami dzieci, które siedzą w domu i okazuje się, że również często łapią infekcje. Zatem- żłobek nie jest wyłącznym winowajcą chorób. Moim zdaniem wszystkie dzieci muszą nabyć odporności poprzez kontakt z mikroorganizmami, czy to w klubie malucha, na placu zabawa, czy w żłobku/przedszkolu. Zgadzam się jednak, że może to nastąpić później i niekoniecznie już w okresie niemowlęcym.
Co bym zmieniła?
Myślę, że drugie dziecko oddam do żłobka nieco później. Tzn. około 16 miesiąca życia. Głównie by opóźnić kontakt z zakaźnymi chorobami i by maluch dłużej nacieszył się czasem wolnym z mamą. Ten czas tak szybko mija! warto więc poświęcić kilka dodatkowych miesięcy by mieć je wyłącznie dla siebie i dziecka. Czasem jednak nie ma się wyjścia (w końcu niektóre mamy mogą pozwolić sobie wyłącznie na półroczny macierzyński) i po naszym przykładzie widać, że jest po prostu nieco trudniej aniżeli przy starszym dziecku.
Teraz wiem też, że kolejne dziecko będę zapisywała do żłobka już w czasie ciąży. Liczba miejsc w placówkach jest ograniczona,a dobre żłobki mają bardzo szybko zamknięte listy. My staraliśmy się o żłobek kiedy to Janek skończył 3 miesiące i udało nam się wyłącznie dzięki rezygnacji jednego chłopca. Lepiej jednak mieć pewność, że nasze dziecko zostanie przyjęte, a my spokojnie możemy wracać do pracy.
Maria
26 sierpnia 2018 at 20:42Pani Izo a może stworzy Pani post o wyprawie do żłobka; co sprawdziło się u Was i co polecacie z czystym sumieniem 😉
Pozdrawiam
Izabela
26 sierpnia 2018 at 22:51Chętnie. Proszę tylko dokładnie napisać o co chodzi- co do żłobka zabrać, co kupić, czy może jak się przygotować, by dobrze przetrwać pierwsze dni i kolejne miesiące
ogrodymontessori.pl
20 lipca 2018 at 11:10Żłobek to jednak pierwsze „duże” doświadczenie dla dziecka, zapoczątkowuje też w nim drobiny samodzielności 🙂
Magda
15 lipca 2018 at 18:39Świetny chłopak. Sama zastanawiam się czy jak moja Nela podrośnie nie poślę jej do żłobka. Ale póki co ma 5miesiecy więc myślę że mamy jeszcze czas 😉
Izabela
16 lipca 2018 at 21:49Ja bardzo chciałam wrócić do pracy, a bez pomocy rodziny trudno jest zapewnić opiekę maluszkowi. Wiadomo, że babcia to najlepsze rozwiązanie jednak u nas ponad 100 km odległość uniemożliwia opiekę nad wnukiem. Byliśmy i jesteśmy skazani tylko na siebie. Żłobek umożliwił mi powrót do pracy oraz zapewnił fachową opiekę. Dodatkowo pozytywnie wpłynął na rozwój dziecka. Polecam rozważyć tę opcję 🙂
Joanna
5 lipca 2018 at 15:46No i doskonale, że go posłałaś do żłobka. Nabędzie większej odporności, nauczy się kontaktów z dziećmi i będzie bardziej samodzielny!