Pierwsze trzy miesiące Maksia. W czym jest podobny do Janka?
Od narodzin Maksia minęły już trzy miesiące! Sama w to nie wierzę, bo nadal mam w łazienkowej szufladzie pozytywny test ciążowy, który robiłam przecież tak niedawno. Dopiero co oglądałam naszego bobsika podczas badań usg, a on już jest z nami od trzech miesięcy! Czy było ciężko? Zdecydowanie lepiej niż się spodziewałam. W końcu wszyscy mówili, że przy dwójce to się dopiero zacznie…
Przyznam się Wam jednak, że bałam się tych pierwszych trzech miesięcy. Obawiałam się trudności w przystawieniu do piersi, kolek i nieotulonego płaczu. Mimo, że przecież już wszystko wiedziałam i opieka nad noworodkiem nie była dla mnie niczym nowym, to krzyk maleństwa przeraża niezależnie od doświadczenia. Rzeczywistość nas zaskoczyła, tak jak niespodziewany i nagły poród przed terminem. Jednak pewnych rzeczy lepiej nie planować 😉
DZIEŃ PORODU
To był słoneczny, ciepły, sierpniowy poniedziałek. O 9 rano odeszły mi wody. Niby wiedzieliśmy, że TO się może wydarzyć ale nikt nie brał takiego scenariusza pod uwagę. Niespodziewanie i nieoczekiwanie zmuszeni byliśmy jechać na porodówkę. Szybko, bo Maksiu, położony miednicowo, nie mógł przyjść na świat siłami natury. Stres był, nerwy również, a brak obecności mojego lekarza prowadzącego wywołał we mnie falę łez i obaw. Poród w czasach pandemii, zupełnie sama, skazana na własne siły i dobrze zaopatrzoną we wszystkie niezbędne akcesoria torbę. Wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i razem sobie jakoś poradzimy. Ja i On. Mimo to bałam się potwornie o jego zdrowie. Od 12 miałam regularne skurcze, podłączono mi więc ktg, które podczas skurczu nie wykrywało tętna dziecka. Tego samego dnia, po południu, tuliłam synka w ramionach. Tak też zaczęła się nasza nowa, najpiękniejsza przygoda, kiedy to z rodziny 2+1 awansowaliśmy na model 2+2.
Już w pierwszych godzinach po porodzie Maksiu bardzo mnie zaskoczył. Płakał tylko w chwili wydobycia, na sali operacyjnej. Później pięknie przystawił się do piersi i tak spędziliśmy pierwszą noc. Przy cycu, na mamusi, śpiąc i czuwając jednocześnie. Późniejszy pobyt w szpitalu wspominam właściwie również bardzo dobrze. Nie miałam z maleństwem żadnego problemu. Jadł i spał. Nawet smoczka nie potrzebował (Janek dostał smoka już kilka godzin po porodzie od pań położnych- tak krzyczał ;)). Maksiu przybierał prawidłowo na masie i po trzech dobach wyszliśmy do domu. Byłam z nas dumna, że razem stawiliśmy czoła wyzwaniu i możemy wrócić do Janka i taty. To był piękny dzień, wieczór i wspólna noc. Doceniłam wówczas nasze łóżko w sypialni- jest najwygodniejsze na świecie 🙂
WRACAMY DO DOMU
Janek ze spotkania z braciszkiem cieszył się bardzo. Nigdy Wam nie wspominałam ale od ponad roku pytał się, kiedy w końcu będzie miał rodzeństwo. W przedszkolu również wszyscy już wiedzieli, że urodził mu się braciszek. Taki był dumny z nowej roli. Pewnie było mu przykro, że mama wciąż zajmuje się małym Maksem. W końcu nic nie było już tak jak dawniej- nie czytaliśmy już wieczorem bajki, nie kładliśmy się razem spać, a wszystkie te czynności przejął tata. Jednak on stanął na wysokości zadania. Pomagał i pomaga, zajmuje się Maksem, pokazuje mu zabawki, uczy zwierząt w książeczkach i nigdy nie dał odczuć, że jest zadrosny. Tuli, bawi i wozi w wózku. Mam nadzieję, że tak zostanie (ponoć z czasem pewne rzeczy lubią się zmieniać).
Maksiu szybko zaklimatyzował się w domu. Lubił i lubi przewijanie. Matko, jak on się przy tym relaksuje. Nawet kiedy płacze- przewijanie potrafi go wyciszyć i uspokoić. Nie przeszkadza mu też ubieranie (no chyba, że trwa kilkanaście minut). Kocha być noszonym i czuć mamę. No i od dnia narodzin kocha mamowego cyca. Tak właśnie nosimy się, tulimy i karmimy każdego dnia. Maks ma też już dłuższe chwile relaksu na leżaczku jednak rączki to rączki i nic ich nie zastąpi.
Cały czas mamy kilka drzemek dziennych. Godziny snu w ciągu dnia stają się coraz bardziej regularne jednak zależą też długości spaceru (jeżeli pogoda pozwala spacerujemy dłużej, wówczas Maksiu przesypia o kilkadziesiąt minut więcej i kolejna drzemka się opóźnia). Moją regularność zniszczyły godziny seniora, bo teraz rano spieszę się by zdążyć z zakupami i wychodzimy wcześniej niż kiedyś. Po przebudzeniu Maksiu nie płacze, a przygląda się przedmiotom w jego otoczeniu. Jest pogodny, marudzi głównie gdy jest zmęczony lub głodny. Potrafi też na dłuższą chwilę zająć się w kołysce, dzięki czemu mogę przygotować co nieco w kuchni, czy posprzątać. Coraz częściej jednak mnie woła (to taki ni to płacz, ni to krzyk, a jeszcze nie gaworzenie)- już nie lubi samotności. Kiedy przychodzę do niego cieszy się i grucha.
Maksiu jest totalnie inny jak Janek. Janek nienawidził przewijania i płakał przy każdej zmianie pieluszki. Po drzemce również ostro sygnalizował chęć jedzenia. Miał bóle brzuszka i kolki już od 2 tygodnia życia. Pamiętam ten czas jak zza mgły bo opadałam wówczas z sił. To był najtrudniejszy okres w moim życiu, a trwał on do 4 miesiąca życia Janka. 100 dni płaczu jak to mówią- u nas sprawdziło się i stało się codziennością. Mało kto nas wówczas odwiedzał, wszyscy wiedzieli jak sytuacja wygląda. A my, chcąc pomóc maleństwu, jeździliśmy od lekarza do lekarza. Tym razem robiłam wszystko by uniknąć powtórki. Wiem, że na kolkę nie ma lekarstwa jednak chciałam mieć pewność, że zrobiłam co mogłam. Probiotyk, masaże i leżenie na brzuszku. Tylko tyle, “zapobiegawczo” z nadzieją, że tym razem nas ominie. I nie wiem, czy to właśnie TO zadziałało ale temat kolek przeszedł bokiem. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że się udało. Niestety “w zamian” pojawiły się problemy skórne. Początkowo trądzik noworodkowy, później zmiany na polikach, ciemieniucha i tak jestem na diecie eliminacyjnej już dwa miesiące. Na pewno przyczyną są białka mleka krowiego i czasem coś jeszcze, choć trudno mi dokładnie zidentyfikować winowajcę. Dodatkowo, w okresie noworodkowym, u Maksa pojawiło się ulewanie noskiem i sapka, co też świadczy o alergii pokarmowej. Jak to mówią- zawsze coś.
Maksiu jest też bardzo wrażliwy na dźwięki. Wzdryga się podczas głośnego śmiechu Janka, czy kichnięcia. Po spacerku raczej nie śpi w wózku (co najwyżej 5 minut). I tym również różni się od Janka, który to “na śpiocha” mógł zostać przeniesiony do łóżeczka, przebrany w pidżamę i spał nadal. A jeżeli spacerowaliśmy wieczorem, potrafił spać już tak do rana. I to był fenomen- Janek miał kolki, a bardzo dobrze spał w nocy i w ciągu dnia. Jednak między drzemkami prawie cały czas płakał.
Nasi synowie kochają jednak te same zabawki. Maksiu dostał w spadku kosz niemowlęcych akcesoriów po starszym bracie i upodobał sobie dokładnie te same co Janek. Nie ma więc dnia bez Pana Pirata, żółwia z i karuzeli. Obydwoje też kochają kąpiele w wannie. Maks obecnie woli spacery w czasie aktywności- wówczas wszystko ogląda i… nie płacze! Jaka to dla mnie nowość!
Pewnie wszystko to o czym teraz piszę zmieni się jeszcze kilka razy. Nie mniej jednak zastanawia mnie jedno- Jak to jest możliwe, że dwóch braci, tych samych rodziców, a zupełnie inne temperamenty. Aż sama jestem ciekawa, co będzie dalej 🙂
Zofia
11 stycznia 2021 at 08:39Super bobas, piękne dzieci. Gratulacje